Emocje rosną. Albowiem szybkimi krokami zbliża się finał pierwszej edycji Nagrody Architektonicznej ”Polityki”. Nie mogę zdradzić na razie szczegółów. Piątkę oficjalnie nominowanych do nagrody przedstawimy w papierowej „Polityce” 9 maja. Ale kilkoma refleksjami podzielić się już mogę.
Zacznę od przypomnienia zasad. Nagroda została sformatowana na podobieństwo Paszportów „Polityki” i – mam nadzieję – taką samą rangę z czasem też zdobędzie. Wybór jest zatem dwuetapowy. W pierwszym zaproszeni eksperci (teoretycy, historycy i krytycy architektury, wybitni architekci i urbaniści, twórcy wizualni, dziennikarze piszący o architekturze, przedstawiciele fundacji i stowarzyszeń działających na rzecz poprawy jakości przestrzeni publicznej itd) zgłaszali kandydatów. Mogę chyba uchylić rąbka tajemnicy i ujawnić, że kandydatur zgłoszono ponad sto! Cztery kandydatury, które otrzymały najwięcej wskazań zostały automatycznie „Oficjalnie Nominowanymi do Nagrody”. Prawo do wskazania piątego nominowanego zastrzegła sobie Redakcja „Polityki”, a kogo i dlaczego wybrała – wyjaśnię także 9 maja. Etap drugi, to już wybór laureata. Ten etap jeszcze przed nami, a ostateczną decyzję, w połowie maja, podejmie zacne, kilkunastoosobowe Jury.
Choć formalnie jest to Nagroda Architektoniczna, to jednak pragnęliśmy sprawę potraktować znacznie szerzej i stąd zachęta do zgłaszających, by w swych typowaniach uwzględniali nie tylko nowe, choćby najpiękniejsze budynki, ale też wszelkie działania w przestrzeni publicznej, które przyczyniają się do poprawy jej jakości – piękna otoczenia, integracji społecznej, budowania więzi międzyludzkich, ułatwienia ludziom funkcjonowania w mieście, czynienia otoczenia bardziej przyjaznym. I przyznam, że pojawiło się bardzo wiele kandydatur spoza tzw. twardej architektury. Bardzo mnie to cieszy!
Jestem w trakcie bardzo przyjemnej pracy – przeglądania zgłoszeń, bliższego zapoznawania się z tymi, których nie znałem lub znałem słabo. Fajnie, że wiele z projektów, to nie tylko efekt profesjonalnej pracy wybitnych specjalistów – architektów, ale także owoc oddolnych inicjatyw, społecznej aktywności, a nawet – w kilku przypadkach – mądrego myślenia włodarzy miast. Przestrzeń publiczna w Polsce staje się powoli własnością wszystkich. Którym na tym zależy – i to jest budujące.
Ale na razie to chyba wystarczy. Wszystkich zapraszam do kibicowania naszej Nagrodzie, a będzie o niej w maju sporo i to zarówno w wersji drukowanej „Polityki” jak i na moim blogu.