I jeszcze jedna inspiracja płynąca z Euro dla moich peregrynacji po miejskich przestrzeniach. W rozlicznych dziennikarskich relacjach na temat pobytu w Polsce zagranicznych kibiców uwagę mą przykuł pewien szczegół: często zachwycali się oni naszymi miastami, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co je szpeci. Jaki stąd płynie wniosek? Może niezbyt oryginalny, ale wart przypominania: że o dobrym samopoczuciu w dowolnej publicznej przestrzeni decydują nie tylko jej obiektywne walory (architektura, urbanistyka, czystość, zieleń, komunikacja, oferta usług), ale też czynniki subiektywne – atmosfera, relacje z innymi ludźmi, słowem „genius loci”. Okazało się, że naszą gościnnością potrafiliśmy niemal całkowicie zlikwidować efekt potopu reklam, złych dróg, brzydkiej architektury itd. Na tyle się to udało, że 8 na 10 obcokrajowców deklaruje, że chętnie poleci nasz kraj znajomym. Zastanawiam się tylko, jak poczują się znajomi, gdy odwiedzą np. Warszawę za kilka miesięcy, miasto pozbawione już piłkarskiej euforii, bez tłumu kibiców na ulicach i tej szczególnej atmosfery wielkiej fiesty? Ale to dygresja.
Piszę o tym wszystkim, ponieważ mam świadomość, iż pozytywny stosunek do miasta można także kształtować, w myśl zasady: z brzydkim miastem jest jak z mrówkami faraona w mieszkaniu – nie można się ich pozbyć, to trzeba polubić. Tylko jak polubić miasto, które robi wszystko, by nie dać się lubić? Przekonywać, że wcale nie jest takie okropna, a miejscami jest nawet wręcz urocze, tajemnicze, ciekawe, zaskakujące.
Oto leżą przede mną dwa wydawnictwa. To żadne nowości, bo swoje pierwsze wydania miały już jakiś czas temu. Ale właśnie ukazały się ich nowe, rozszerzone i zaktualizowane wersje i to jest pretekst, by o nich napisać. Oba dotyczą wprawdzie stolicy, ale kwestia jest natury ogólniejszej i dotyczyć może każdego miasta. Oba bowiem pokazują, jak prostymi środkami sprawić można, by przestrzeń dotychczas nieciekawa, nagle okazała się zajmująca.
Wydawnictwo pierwsze, to „Warszawa. Bezpłatna mapa dla młodych podróżników” (swoją drogą, dlaczego zastosowano tę pokoleniową cezurę? Starzy już nie zwiedzają i nie bywają młodzi duchem?). To już czwarta edycja wydana przez Fundację Bęc Zmiana. A w niej 110 miejsc, które subiektywnie poleca Grzegorz Piątek. Gdzie zjeść i wypić, gdzie się zabawić, gdzie robić zakupy? Ale też – co mnie zainteresowało szczególnie – co zwiedzać? Autor, to znany krytyk architektury, więc jego rekomendacje wydały mi się szczególnie interesujące. Jest wśród nich oczywiście kilka „stałych punktów programu” typu Rynek Starego Miasta, Łazienki czy Kolumna Zygmunta (na szczęście niekonwencjonalnie opisanych). Ale jest też kilka zachowanych (bo wiele zburzono) perełek modernizmu z Dworcem Centralnym na czele. Mało jest realizacji najnowszych (stacja metra Plac Wilson, BUW, Park Rzeźb na Bródnie), co początkowo mnie lekko zirytowało. Dopiero po chwili pomyślałem sobie: a cóż biedny autor miał polecać: kiczowate Złote Tarasy, banalnego Fostera, brzuchate wieżowce? Oj nie miał ci on wielkich możliwości. Szkoda.
Wydawnictwo drugie, to „Błyskawiczny przewodnik historyczny po Warszawie” Macieja Łubieńskiego i Michała Wójcika (wydanie drugie, znacznie poszerzone). A w nim najprzeróżniejsze, niekiedy dość zaskakujące zakątki miasta, pokazane przez pryzmat ciekawych historycznych wydarzeń: bardzo dawnych i stosunkowo nieodległych w czasie, błahych i ważnych, śmiesznych i smutnych. Te reportaże, momentami lekko bulwarowe, czyta się jednak jednym tchem i na pewno zmienia perspektywę spojrzenia. Koło kilku budynków w mieście nie przejdę już nigdy obojętnie, choć dotychczas nawet w ich stronę nie zerkałem. Autorom udało się w kilku przypadkach (właśnie poprzez historię) nadać zupełnie nowy sens miejscom na pozór banalnym i nieciekawym.
Oba wydawnictwa polecam oczywiście turystom odwiedzającym stolicę. Ale przede wszystkim polecam Warszawiakom, by na nowo odkryli swoje miasto i może trochę bardziej je polubili.
20 czerwca o godz. 8:23 561
W każdym mieście są na szczęście fajne zakątki, ale trudno polubić polskie miasta jako całość. To, co się w nich dzieje, to temat rzeka. A wszystko prawdopodobnie dlatego, że nikt nie stara się o stworzenie całościowej koncepcji, która mogłaby zapewnić jako taką harmonię. Deweloper chce, to buduje. Przykład z Poznania. Koło Ronda Kaponiera panuje kompletny chaos architektoniczny: stoją tam bezładnie rozrzucone budynki z różnych epok, jeden duży, drugi mały, wysoki, niski, prosto do ulicy, bliżej, dalej, pod kątem do niej. Oczy bolą. Przydałoby się coś, co by wreszcie uspokoiło ten teren. Marzenie ściętej głowy! Niedługo powstanie tu taki oto niespokojny budynek: http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,11961999,Piramida_ze_szkla_kolo_Kaponiery__Holendrzy_pokazuja.html
Może wyglądałby on dobrze gdzieś, gdzie otaczałaby go otwarta przestrzeń. Ale wciśnięty w opisany choas, przecież ten chaos jeszcze pogłębi. Wizualizacja jak zwykle upiększa rzeczywistość, ale kto widział to miejsce, przyzna mi rację.
30 czerwca o godz. 22:03 638
Zgadzam się, że panuje tam chaos, ale akurat w przypadku tego budynku jest to jakoś w miarę przemyślane, jak bryła będzie się prezentować, zwłaszcza, że zostanie ‚doklejona’. Jak wspomniano w artykule, wiele zależy tez od wykończenia, a więc zobaczymy, co tam wyrośnie..