Najbliższe okolice dużych i średnich polskich miast zapełniły się dworkami. Przynajmniej tak wydaje się ich mieszkańcom, którzy tzw. gotowy projekt kupili za 2 tys. zł. Stromy daszek, dwie kolumny przy ganku, jakieś wykusze. Czego chcieć więcej? Na temat tych „całuśnych” pseudodworków napisano już tomy. Z reguły w kpiącym tonie. I słusznie, bo mieszankę wybuchową tworzy tu dziwaczne połączenie: zadęcia i chorych ambicji z oszczędnościami i estetycznym kalectwem. Przedziwne jest ten masowy pęd, by mieszkać jak dawna szlachta. Zupełnie jakby nie przydarzył się architekturze modernizm, minimalizm, a choćby i nawet – tfu – postmodernizm. Nie, my chcemy dworków, w zgubnym przekonaniu, że nobilitują. Wąsy już mamy, tylko kontuszy i szabel brak.
Dlatego warto sięgnąć do niedawno wydanego albumu „Dwór polski w starej fotografii” (Wydawnictwo Bosz). Choćby po to, by przekonać się, jak na prawdę wyglądał. W nieprzegadanym, acz treściwym wstępie Jana K. Ostrowskiego, mamy podaną w pigułce historię dworów w Polsce, ewolucji ich funkcji, architektury, wystroju. Historię dramatyczną, znaczoną kolejnymi wojennymi zawirowaniami, po których było ich coraz mniej. Aż po reformę rolną w 1944 r. która za jednym pociągnięciem przekazała około 20 tys. dworów w nowe, socjalistyczne ręce.
fot. materiały Wydawnictwa BOSZ
Ale prawdziwą ozdobą albumu są fotografie dworów. Wyłącznie stare, przedwojenne, pokazujące ich oblicze takim, jakie zyskały w toku naturalnej historycznej (i bardzo powolnej) ewolucji. Wielkie i małe, będące w rękach poszczególnych rodów od stuleci lub zmieniające często właścicieli. Od okolic Lwowa i Wilna po Wielkopolskę i Małopolskę. Choć bardzo różne, to jednak w większości przepiękne, o zaskakująco harmonijnych proporcjach, na prawdę z rzadka tylko pyszniące się ozdobami i niefunkcjonalnymi dekorami. Oglądając te blisko sto budowli (niekiedy także ich wnętrza) nie można się pozbyć natrętnej, jednej refleksji – jakżeż dalece dobry pieniądz (architektura) wyparty został przez ten zły. Jak bardzo mamy dziś do czynienia z karykaturami dawnych dworów, a nie ich kontynuacją. Dawna bezpretensjonalność i elegancja zostały całkowicie wyparte przez pretensjonalny kicz.
Ze świata dumnych, obszernych dawnych dworów czas przenieść się do współczesnych mieszkań. A właściwie ich namiastek. A taką przyspieszoną podróż w czasie i estetyce zagwarantuje nam druga doskonała publikacja „Wynajęcie” (Wyd. Bęc Zmiana). Natalia Fiedorczuk zebrała w niej około 200 zdjęć pokazujących mieszkania do wynajęcia. Są to fotki robione z reguły przez wynajmujących, można więc założyć, iż dołożyli oni pewnej staranności, by wyglądały atrakcyjnie. Tymczasem ze zdjęć przebija żałość i trwoga – cała prawda o standardowych gustach Polaków w zakresie umeblowania i aranżacji wnętrz. Prawda, że na wynajem przeznaczane są z reguły te „drugie” mieszkania – mniejsze, gorzej urządzone. Nie mniej ujawniają one bardzo wstydliwą twarz rodaków. fot. materiały wydawnictwa Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana
Ilustracjom (których banalność działa wręcz hipnotycznie) towarzyszy pięć bardzo ciekawych esejów, pięciu różnych autorów, w których problem wynajmowania mieszkań w Polsce przerobiony został na wszelkie możliwe sposoby (jako problem estetyczny, społeczny, psychologiczny, obyczajowy, a nawet historyczny) i pokazany z różnych punktów widzenia (od szkiełka badacza po zebrane osobiste doświadczenia wynajmujących) Brakuje tylko perspektywy wynajmujących, co uważam za pewien mankament całości.
Czytałem i zastanawiałem się, jak to się stało, że nikt wcześniej (wedle mojej wiedzy) nie zajął się tak obszernie owym problemem. A przecież dotyczy on setek tysięcy, jeśli nie milionów rodaków i każdy ma w rodzinie kogoś, kto wynajmował, wynajmuje lub wynajmować planuje. Książka wyszła z poznańskiej szkoły socjologicznej, która w zakresie badania życia codziennego Polaków nie ma sobie chyba równych w kraju.
Polecam jej lekturę, bo poprzez pryzmat dość szczególnej sytuacji mówi jednak bardzo wiele o naszych obyczajach, nawykach, relacjach międzyludzkich, motywacjach.
Dwie książki, dwa skrajnie różne światy pokazujące rodaków za-mieszkiwanie. Jeden, pełen godności kultury i dobrego smaku. Drugi – będący jego całkowitym zaprzeczeniem.
A mówi się, że cywilizacja cały czas się rozwija…
2 października o godz. 10:08 1625
O wyglądzie mieszkań – własnych czy wynajmowanych – i naszego otoczenia decyduje przede wszystkim powszechne, przeciętne poczucie estetyki. A z nim, jak widać, jest w społeczeństwie jest źle.
2 października o godz. 10:23 1640
W tym wpisie straszny hipster z Pana wyszedł 😉
2 października o godz. 10:49 1653
Obraza to? Komplement? Czy próba obiektywnej charakterystyki?
2 października o godz. 12:27 1680
ehhh, chciałbym wierzyć, że polscy „hipsterzy” gustują w modernizmie i minimalizmie…raczej spodziewałbym się gargamelizmu…
2 października o godz. 12:59 1681
Szanowny Autorze. Porównujesz własne z niewłasnym. Oraz dwór z mieszkaniem. Pomimo wielu podobieństw i asocjacji, są to jednak dosyć odległe płaszczyzny, wiec snucie wątków porównawczych może prowadzić do niekoniecznie celnych wniosków. Nie wiem np. czy mieszkanie na wynajem ma swiadczyć o żałosności polskich gustów. One są żalosne, ale chyba takie mieszkania z zasady pokazują to co sporo poniżej przeciętnej. Wydawnictwa BOSZa nie znam, zafrapowała mnie ta smakowita zajawka, więc się skuszę.
Przypominam sobie świetną serię Romana Aftanazego o dworach i rezydencjach polskich na Kresach Rzeczpospolitej. To co prawda inny poziom szczegółowości i zakres, ale dzieło unikalne i smakowite w obcowaniu, pewnie podobnie do „Dworu… w starej fotografii”.
2 października o godz. 15:40 1685
Korekta obywatelska: Naprawdę, zaprawdę powiadam redaktorowi, piszmy razem
2 października o godz. 18:51 1687
Szanowny Gospodarzu,
styl dworkowy to chyba jakieś leczenie narodowych kompleksów. Okazuje sie , że teraz każdy „z panów”, i to nie byle jakich zagrodowych, ale dworkowych. Post factum okazuje sie, że stanu szlacheckiego było około 99% ludności.
Natomiast co do wystroju wnętrz, to jest niestety marnie. Mieszkania pod wynajem to raczej fenomen socjologiczny niż estetyczny. Te mieszkania są meblowane po prostu tym co jest pod ręką, po to żeby można było w ogłoszeniu napisać że mieszkanie kompletnie umeblowane. Tu NIKT nie zawraca sobie głowy estetyką. Na wynajmie trzeba zarobić, więc inwestycje redukuje się do absolutnego minimum. Tym bardziej że jest to zarobek z reguły tymczasowy, np. dopóki syn nie dorośnie etc. Zdarzają się pięknie wykończone mieszkania po wynajem, gdzie z góry inwestuje się w wysoki standard a mieszkanie ma być docelowo wynajmowane np. ekspatom z zagranicznych firm. Co do mieszkań, w których mieszkamy to też jest niespecjalnie. Ostatnio czytałam w jakimś artykule narzekania, że gusty w zakresie urządzania wnętrz kształtuje IKEA. Oby! Obawiam się że jest dużo gorzej.
PS. Osobiście się „sadzę” na przedwojenną inteligencję 🙂
2 października o godz. 18:57 1688
Właściwie nic dodać, nic ująć. A w sprawie estetyki mieszkań do wynajęcia, przymierzam się do odrębnego tekstu w papierowej Polityce. Choć przyznaję, że w kontekście kulturowo-obyczajowym to jest fenomen równie ciekawy.
2 października o godz. 22:30 1767
Wypada podziękować za przedstawioną pozycję – o dworach. Fotografie z okresu kiedy byly użytkowane przez „normalnych” wlaścicieli a nie „socjalistyczne ręce” które palcyma rujnowalo historyczna substancje są rzadkością. Wzorem monumentalna publikacja Romana Aftanazego pt. „Dzieje rezydencji na dawnych Kresach Rzeczypospolitej”. Z tej jednak okazji chcialbym przypomnieć że byli wlaściciele np. świetnej rezydencji (nie na Kresach a Wielkopolsce) w Kwilczu projektu K.F. Schinkla nadal nie mogą zamieszkać w swojej posiadlości. Pilnowana jest ona przed zlomiarzami przez „pospolite ruszenie”. Problemów z zajęciem swojej dawnej siedziby nie miala natomiast niemiecka rodzina von Küster. Kupila ja z pomocą podstawionego (polskiego) slupa którego się pozbyla stając się wlaścicielem Łomnicy. Symbolem zlodziejstwa powojennej Polski wraz z paleniem bibliotek i archiwów (pozostalych z wojennej zawieruchy) jest wlaśnie Kwilcz – jadąc z Pniew przed miejscowością Rozbitek gdzie znany muzyk i laureat Oscara zagospodarowal neogotycką siedzibę. Dla rozgoryczonych kawalek poematu „Szpota” – pasuje do wpisu @housewife !
„Towarzysz Szmaciak czyli wszystko dobre, co się dobrze kończy”
„…Pragnąc poniżyć pana brata,
podochocony autokrata
zaczął podbijać mu bębenka,
że jego żona z domu Pękal:
„Wiecie — Pękale herbu Walec”.
Lecz Szmaciak tu nie pękał wcale,
bowiem na imię miał Waldemar
i że czymś lepszym jest, też mniemał.
Rzucił więc jakby od niechcenia,
że ziemiańskiego pochodzenia
i że dzieciństwo spędził w dworze…
Rurka, co dotąd fason trzymał,
wybuchnął śmiechem, nie wytrzymał
i rzekł zjadliwie: „Czyż być może?
Odkąd to dworem jest chałupa?
Patrzcie go: Szmaciak herbu Dupa!….”
3 października o godz. 5:16 1768
Uczestnicy tej dyskusji są świadomi problemu, mają wyczucie smaku, wiedzę o budownictwie historycznym, stylach w sztuce, architekturze… Jak dotrzeć do tych bez gustu? Jak dotrzeć do architektów, by nie krzewili złych wzorów? Może akcja edukacyjna w tabloidach, czytanych niestety chętniej niż bardzo dobra „Polityka”???
Że już nie wspomnę o „dekorowaniu” np. wnętrz kościołów, wielu budynków publicznych. Czy nie brak nam – społeczeństwu – podstawowej edukacji w tym zakresie?
3 października o godz. 9:44 1772
„styl dworkowy to chyba jakieś leczenie narodowych kompleksów. Okazuje sie , że teraz każdy „z panów”, i to nie byle jakich zagrodowych, ale dworkowych. Post factum okazuje sie, że stanu szlacheckiego było około 99% ludności.”
Dwór to nie tylko i nie przede wszystkim budynek – to określona rzeczywistośc kulturowa i duchowa – ZNACZNIE LEPSZA od tego, do czego nas wychowywala Polska Ludowa. Klasowe spojrzenie jakim obrzuca autor bloga i cytowany komentator sprawę wywodzi sie zapewne ze zdrowego proletariackiego korzenia i usiluje i kpić i Polaków dzielić. Otóż twierdzę, że obaj panowie wychodzą ze zlego zalożenia – tu nie chodzi o wywyzszenie („postawię se pański dwór…), chodzi o odrzucenie brzydoty realsocu…i zastąpienie templatu „kostki mazowieckiej” czymś co ma szansę lepiej nawiązac do narodowej tradycji, przywrócić ciąglość kulturową poprzez pokolenia. Tu chodzi nie tylko o zalożenie architektoniczne, idzie o podkreślenie wlasności, przekazywalności jej przez pokolenia (a nie jak mieszkanie w bloku kupowane i sprzedawane w miarę potrzeb bez problemu). Rodzinnego domu się nie sprzedaje bo z nim biegnie pamięć, zbieraja się latami różne śmiecioskarby, ściany obrastają w portrety, zdjęcia, broń etc. Prawo do tego dziedzictwa mają WSZYSCY Polacy, to nie jest dziedzictwo klasowe ale narodowe – tak postszlachty jak i ludu „ze wsi”. I maja byc nie dwie kolumny ganku a cztery, spadzisty, czasem mansardowy dach, biale sciany z zewnatrz, wnętrze w naturalnych kolorach od bieli ścian przez beże zaslon i mebli do brązów drewna i czerni żelaza…dających oczom odpoczynek. Kuchnia ma byc duża, z jadalnią i spiżarnią… obiady jada się bowiem RAZEM jak rodzina, gości przyjmuje się w największym pokoju, kolacją aż nieraz po podkurek… 8^). Meble sa proste ale nie Wiechowskie „paczkowane alimenty” tylko drewno… jesli coś jest ponad standard w takim domu to sztuka, broń, oporządzenie myśliwskie czy jeździeckie…. i komputerowe jako znak czasu.
W takim domu jest też solidna biblioteka tak, aby dzieci do 15-go roku zycia mialy przeczytany caly polski kanon. Dzieci tam sie wychowuje, granice i obowiazki sa znane a za przyniesienie bluzgów z obecnej szkoly dostaje się (za recydywę) „kozią nóżką” a potem i wojskowym pasem na d… a za robienie sobie z rodziców kolegi i koleżanki nawet po buzi…. wbrew znanej ustawie. Tu si ę nie mówi rodzicom na „ty”.
Tradycje i polskie kody kulturowe same sie przekazują, chlopcy bawią się bronią od wiatrówki po sztucer a dziewczynki uczą sie opiekuńczości i gospodarstwa – nie wyrastaja z nich faceci co nie maja honoru i kobiety, które nie maja wstydu…. jakos się synczyzna z Ojczyzną i jednostka ze wspólnotą dogadują na bazie „kazdemu co jego”….
Mozna sobie być ateistą, agnostykiem, wolec gnozę czy buddyzm ale nie kpi się i nie zwalcza Kosciola bo jest to część – i to część sprawdzona! – narodowej historii.
W sprawy alkowy idzie zasada „nie mów – nie pytaj” ale żadne Biedronki – sodomitki skrzydelek tam nie rozwiną…itd. itp.
Ten model zycia jest dostepny dla wszystkich Polaków i kpiny z ludzi, którzy stawiają „dworki” zamiast „kostek” czy postmodernistycznego sznytu willi – są po prostu nie na miejscu. Wyglada to przez pewna masowość na nowy polski styl, na pęd do zycia w warunkach dobrych dla rodziny, dla rozwoju dzieci, dla odpoczynku… a jak stac na gabinecik z dala od telewizora – to i do pracy!
3 października o godz. 10:03 1773
„Wąsy już mamy, tylko kontuszy i szabel brak.”
Komu brak, to brak…. 8^) Uśmialby się Pan jak wiele tych żupanów, kontuszy, czapek ze szkofią i piórami jest po polskich domach… a szabel to jeszcze więcej….
I nie zawsze na scianie… 8^). Ostatni smiertelny pojedynek szablowy w Polsce to jesień 2007.
Nawet broni palnej coraz więcej, cale stowarzyszenia strzelectwa historycznego, mysliwi polujący z kapiszonówką z metrową, ladowaną od przodu lufą… 8^)
Nie cala mlodzież tylko biega na dyskoteki a kultura masowa zastępuje jej tzw. kulturę „wysoką” – czyli prawdziwą. Ktoś tworzy wolontariat czy jeżdzi na obozy „Strzelca”, konie czy szermierkę, tenis itp.
20 października o godz. 5:17 4909
Wybory funkcjonalne i estetyczne dokonuja sie na podstawie przebytych doswiadczen klienta i architekta.Wyboru kiepskiego w naszej subiektywnej ocenie domu dokonuje klient osobiscie, bo ma taki wybor. To tak naprawde czysty marketing, by wyprzec nowym produktem powszechne spadziste dachy i dwie kolumny. Nowa architektura powstaje czesto pomijajac kontekst estetyki sasiedztwa, i kontekst kulturrowy. Wiecej lepszych wzorow i przykladow, takze, od urbanistyki po detal wnetrza.