„Dość chaosu! Kultura przestrzeni zagwarantowana ładem prawnym pozwoli na podniesienie jakości życia w mieście” – tak brzmi punkt 5 tez uchwalonych na I Kongresie Ruchów Miejskich, który przed rokiem odbył się w Poznaniu, a następnie przybitych do drzwi ratuszów w dziewięciu największych miastach. Bez specjalnego odzewu. Właśnie trwa II Kongres w Łodzi. Czy on coś zmieni? Mówiąc szczerze nie wiem. Ale optymistą raczej nie jestem. Nie mniej bardzo mocno kibicuję temu przedsięwzięciu. Zawsze pocieszam się, że „Zieloni” także kiedyś zaczynali po garażach, by w wielu krajach dojść do parlamentów, a nawet do współrządzenia. Jeden sezon, to trochę za mało, by wybić się na potężną siłę, ale czas będzie działał na ich korzyść. Albowiem grono wkurzonych na funkcjonowanie miast przyrasta, a zatem i ruchy miejskie będą miały coraz więcej do powiedzenia. Po ukazaniu się „Wrzasku w przestrzeni” kilka osób namawiało mnie, bym stworzył wokół niej także jakiś ruch niezadowolonych. Raczej się do tego nie nadaję. Ale wszystkim radziłem – rozejrzyjcie się w swoim mieście, a na pewno znajdziecie odpowiednie stowarzyszenie, fundację, Think-tank, organizację pozarządową. Im więcej zaabsorbują sił, tym lepiej.
Kongres obserwuję więc z oddalenia i trudno mi teraz wypowiadać się nad jego merytorycznym przebiegiem. Może już po zakończeniu uda mi się zdobyć jakieś kongresowe materiały, nad którymi pochylę się na dłużej. Na razie tylko kilka uwag z oddalenia. Po pierwsze, przeczytałem raz jeszcze z uwagą dziewięć tez z poprzedniego Kongresu. Nie będę ich przytaczał (do lektury na stronie Kongresu), ale powiem tak: dobrze się stało, że powstały. To zawsze jakiś punkt wyjścia do dalszych dyskusji, debat i działań. Drażni mnie tylko nieco ich hermetyczny (momentami) język, bo powinny trafiać do każdego, a nie tylko do zainteresowanych. Nie ze wszystkimi punktami zgadzam się też w całości, ale to w końcu chyba naturalne.
Nie do końca przekonuje mnie także lista problemów, które będą omawiane w Łodzi. Liczy sobie ona 10 punktów (i tyle też będzie grup roboczych). Niektóre zupełnie oczywiste (polityka przestrzenna, rewitalizacja, zrównoważony transport, demokracja miejska). Inne m,niej oczywiste, ale świetnie zaproponowane, jak Metropolie/Aglomeracje czy Małe miasta – duże problemy. Ale z czterema wątkami mam problem: Polityka społeczna, Kultura, Polityka mieszkaniowa i Środowisko/Ekologia. Moim zdaniem niebezpiecznie rozszerzają one obszar zainteresowań, a przez to nieco rozmywają siłę uderzenia. Od ekologii jest już sporo organizacji i ruchów, kultura i polityka społeczna nieuchronnie dryfują w stronę polityki i ideologii, podobnie zresztą jak polityka mieszkaniowa.
Myślę sobie, że drugi Kongres, to już najwyższy czas, by określić swoją tożsamość. Czy lepiej iść „szeroką ławą” gromadząc wszystkich, którzy jakoś kojarzą się z życiem w mieście (od ekologów przez organizacje społeczne i kulturalne, aż po przyczółki polityczne czy też skoncentrować się na kwestiach funkcjonowania miast jako organizmów – architekturze, urbanistyce i jej procesach, porządkowi estetycznemu , komunikacji, wspólnej przestrzeni mieszkańców, mechanizmach partycypacji obywatelskiej. Mnie osobiście bardziej by się podobał, wyraźnie zarysowany, model drugi. Ale rozumiem, że dotychczasowa słabość ruchu przekłada się na naturalną potrzebę szukanie sojuszników wszędzie dookoła. No może nie wszędzie, bo sieć obiegła nieprzyjemna sprawa odmowy rejestracji w jednej z grup roboczych dr. Konradowi Henningowi tylko dlatego, że nie zgadza się on ze wszystkimi Kongresowymi tezami i reprezentuje poglądy prawicowe. Mam nadzieję, że był to nieszczęśliwy wypadek przy pracy, bo idąc taką drogą „ideologicznej czystości szeregów” ruchy miejskie daleko nie zajdą. A byłaby to wielka szkoda.
13 października o godz. 13:58 3801
Dzień dobry,
Po pierwsze dziękujemy za uwagę:)
Na gorąco (prace kongresu wciąż trwają) i ad vocem dwie rzeczy:
1. Nasze sprostowanie dotyczące rejestracji pana Henninga: http://kongresruchowmiejskich.pl/?p=322
2. Miasto rozumiemy właśnie jako złożony organizm, a jego nierozerwalną częścią są środowisko, społeczeństwo, kultura, etc. Osobiście bez nich nie wyobrażam sobie całościowych efektów. Ruchy miejskie również takimi sprawami się zajmują.
pozdrowienia z Łodzi i zapraszamy na kolejny kongres!
13 października o godz. 23:23 3803
Miasto bez kultury? Ehh….
14 października o godz. 7:30 3804
Ależ z kulturą, z kulturą… Także ze służbą zdrowia, ze szkolnictwem, polityką mieszkaniową, opieką społeczną, kanalizacją, wodociągami itd. itp. Moja wątpliwość dotyczyła tego, czy tzw. ruchy miejskie powinny się tymi sprawami zajmować.
14 października o godz. 19:38 3806
Głupio trochę wtórować, ale o szybki optymizm w tej sprawie trudno. Niezrozumienia i zapóźnienia sięgają kilku co najmniej generacji wstecz. Rzec można, że niezrozumienie sięga fundamentu, albowiem w Polsce do niedawna rządziła wieś, dwór i zboże, a nie mieszczanin.
Owocem tego jest bezkrytyczny, masowy run na „dworkowe” domki z katalogów, gdy tymczasem często znakomita i niezwykle podatna na adaptację architektura poprzemysłowa (temat: „rewitalizacja” , w tym „lofty” itd.) pada ofiarą firm rozbiórkowych, których zleceniodawcy wartość widzą tylko w działce.
Innym fundamentalnym problemem jest znana nieufność Polaków do siebie nawzajem. A tu trzeba mówić publicznie, głośno, w grupie, działać razem i konsekwentnie przez lata, właściwie – od dziś – zawsze.
Istnienie znany w skali międzynarodowej syndrom niechęci do wspólnego wysiłku i niezgody na to, by ktoś coś mi zmienił pod nosem, nawet w ramach poprawy czegoś ważniejszego („nie w moim ogródku”), ale Polska wyróżnia się tu na minus.
Niewątpliwie jednak szukanie, budowanie, coś co być może kongres stara się stworzyć, jest zdecydowanie potrzebne. Nędza tworzenia polskich miast jest okrutnie bolesna, a działalność utracjuszowsko kosztowna. Właśnie w jej ramach doświadczyliśmy fali budowania stadionów-gigantów dla nikogo i po nic oraz muzeów – w tym samym „celu”.
Hiszpanie, po sukcesie Muzeum Guggenheima w Bilbao, zechcieli mieć podobne muzea w każdym powiecie. I postawili, bodaj kilka setek. Teraz, w czasie kryzysu ciągnie ich to w dół. No i warto by zapytać, jakie wybitne dzieła sztuki i objawy kultury się tam manifestowały.
Jednak to „tylko” obiekty, tylko architektura. Choć na pozór. Każdy obiekt orientuje, współdefiniuje miasto – jego tkankę, jego sposób funkcjonowania, jego czytelność, wygodę, logikę, zasady poruszania się, dostępność, skalę, intensywność, otwarcie (bądź zamknięcie) na ludzi, ekonomię,itd.
Wspomnieć o urodzie byłoby chyba dziwactwem, bo to kategoria bodaj najmniej obecna w polskim myśleniu o mieście.
Więcej niż się potocznie zdaje, mogą mieszkańcy miast. Ale o tym nie wiedzą, bo nie odczuwają takiej potrzeby. Są na etapie zachwytu nad osiedlem „Hollywoodzkie wzgórza”, w którym Bogarta się jednak nie spotka, a ze wzgórz – to owszem, są, ale kopce kretów.
A ci co wiedzą, chcą i próbują, mogą choćby tyle, żeby nie pozwolić miastu sadzić zastępcze jarząby w miejsce schnących szlachetnych dębów na pięknej starej ulicy. Jak się dba o dęby czy lipy, nie trzeba się trzymać zasady by rządziły wyłącznie drzewa „miastoodporne”.
A z większych przykładów – można tak pilnować spraw, by zdecydowanie zapobiegać wydawania zgód na dewastujące otoczenie inwestycje, robione na podstawie „wuzetki”, bez planów miejscowych.
Stowarzyszenia mieszkańców dzielnicy, nawet ulicy – coś mogą. Niekiedy, nawet w obecnym stanie praw i przyzwyczajeń – mogą sporo.
Być może kongres mógłby być narzędziem, by mogli więcej i więcej.
To zależy od kongresu.
A właściwie od tego co się ma w głowach.
16 października o godz. 0:35 4037
Szanowny Panie Redaktorze,
trudno pojąć, ze Pan wydziwia nad obecnością w programie II KRM pewnych tematyk, w tym zasadniczych. Takich jak polityka mieszkaniowa – wszak podstawowa funkcją miasta jest funkcja mieszkaniowa, a trudno nie dostrzec problemów z jej realizacją. Faveli raczej w Polsce nie będzie, ale getta już są, zaś liczby po prostu pokazują skalę upośledzenia Polski w tym względzie na tle Europy.. Jasne, że do tematu można podejść mniej lub bardziej ideologicznie, i być to właśnie wymagałoby będzie uwagi. Ale podważać sam sens zajmowania się tematem?
Podobnie jest z ekologią miejską albo problemami społecznymi.