„Warszawa w budowie” brzmi nieźle. Optymistycznie. Jak w początkach PRL-u. „Tu rośnie dom, tam rośnie dom, z godziny na godzinę”. Na tytuł festiwalu w sam raz. Jako programowy sceptyk wolałbym jednak tytuł „Warszawa w destrukcji”. Jakoś bardziej odpowiada prawdzie. Lub „Warszawie na ratunek” jako lepiej oddający intencje. Popatrzmy tylko. Metro? Wpadka za wpadką. Komunikacja? Korki piramidalne i coraz większe. Deweloperzy się panoszą i ustalają miejskie reguły gry. Kultura leży (siedziba MSN, teatry). Władza coraz bardziej arogancka. Problemy urbanistyczne nawet nie naruszone. Oj, można by tę listę ciągnąć i ciągnąć. Jeżeli tak wygląda budowa, to ja dziękuję za taką pracę.
Ale sam festiwal jak najbardziej w porządku. Nawet bardziej w porządku niż w poprzednich latach. Wcześniej raził mnie swą elitarnością, wyrafinowaniem. Był dla wtajemniczonych. Ich głównie zapraszał do „budowania”. W tym roku jest na szczęście inaczej. Największa, programowa wystawa „Wszystko na sprzedaż” (ten tytuł bardzo mi się podoba) dotyczy – podobnie zresztą jak i cały festiwal – reklamy w mieście. Z historycznym oddechem opowiada jak w przeszłości radziła sobie stolica z reklamą i jak (nie)radzi sobie dziś. Ale nie z tezą, że wszystko, co jest reklamą zasługuje na potępienie. Odpowiednio dawkowana potrafi miastu dodać kolorytu, charakteru. Problem w tym, że dziś nikt już jej nie dawkuje. A jeżeli już, to w końskich dawkach. Ekspozycja absolutnie dla każdego, a że wkurzonych na reklamy przybywa, wróżę jej dużą popularność. Wzmocnioną zamieszaniem wokół pawilonu „Emilka” w którym się odbywa, a który najmujący go deweloper postanowił tuż przed wernisażem odebrać. Bardziej się wystawie nie mógł przysłużyć.
Imprezy towarzyszące wystawie także kuszą. Świetne filmy, ciekawe wycieczki po stolicy, spotkania, dyskusje. I pomysły, by włączać do gry o miasto samych Warszawiaków. Co najważniejsze, program skonstruowano tak, by nie był on tylko jednym wielkim krzykiem rozpaczy. To byłby najłatwiejszy patent. Zadbano więc, by na zjawisko reklam w mieście spojrzeć głębiej, wielowątkowo oraz by szukać ewentualnych dróg naprawy sytuacji. Kilka przedsięwzięć ma wręcz na celu poszukiwanie nowych rozwiązań (projekty ulicznych straganów i sklepowych witryn).
Po wystawie poświęconej współczesnej narodowo-patriotycznej sztuce , to już drugie w krótkim czasie przedsięwzięcie, w którym widać duży wysiłek budowania artystycznego dyskursu z tymi grupami społecznymi, które dotychczas omijały Muzeum Sztuki Nowoczesnej szerokim łukiem. Czy skuteczne? Oby.
18 października o godz. 18:19 4629
Mogę zadać pytanie, które nie jest związane z Pana wpisem?
Budynek kina Oskard w Koninie widziałam już wiele razy, ale przyjrzałam mu się dopiero dziś. W Internecie nie ma zbyt wielu zdjęć kina, więc pewnie trudno będzie dostrzec detale, na które zwróciłam uwagę. Chciałam zapytać o to, czy jednak w architekturze przed 89r. nie wolno było więcej?
W ciągu ostatniego roku widziałam sporo decyzji o warunkach zabudowy, a w nich jak zdarta płyta – „dach dwuspadowy kryty dachówką lub materiałem dachówkopodobnym… ”
pzdr
18 października o godz. 18:26 4630
Zapomniałam dodać, że pytam jako amator i jednocześnie wyrazić nadzieję, że moderatorzy na Pana blogu zlitują się nad moim komentarzem i nie zawieszą go w czyśćcu na wieczne oczekiwanie..
25 października o godz. 19:02 5001
MSN nawiązuje dialog z grupami nie chcącymi mieć nic wspólnego ze sztuką współczesną – bardzo pięknie, tylko co te wystawy mają wspólnego ze sztuką???