Promowanie miast przez architekturę nie jest pomysłem nowym. Ba, poprzez co innego mogą się lepiej promować? Sprawa się nieco komplikuje, gdy w grę wchodzi architektura współczesna. Wszak nie każdy ma u siebie zgruchotanego Gehry’ego, ulatującego Calatravę czy rozlaną Hadid. Otóż Warszawa – jeśli wierzyć organizatorom wystawy „Chwała miasta” oficjalnie najchętniej promuje się w świecie poprzez to, czego… nie ma. Czyli poprzez puste place czekające na swego nowego gospodarza. Podejście to praktyczne, biznesowe, nacechowane troską o to, by ktoś nam znowu wysadził 30-piętrowego kloca. Niestety, gotowe zainteresować co najwyżej kilku pomniejszych deweloperów (poważniejsi raczej zerkają na Moskwę, Pragę czy Berlin). Ale spróbujcie powiedzieć studentowi z Barcelony czy emerytom z Essen, by odwiedzili stolicę Polski, bo tam jest wiele miejskich plomb do zatkania.
Można więc wysupływać z miejskiej tkanki te mniej lub bardziej liczne obiekty, które ewentualnie mogłyby obcokrajowców zainteresować. Co, jeśli nie „Nowe” Stare Miasto, Wilanów („mały Wersal”) itp.? Żoliborz Centralny? PKiN? Dworce warszawskie? Co jeszcze? Wyobraźnia zawodzi. Na pewno taką listę mogliby stworzyć na poczekaniu Jarosław Trybuś z Grzegorzem Piątkiem. Stworzyć i przekonująco uzasadnić. I przyznam się, że wybierając się na rzeczoną wystawę „Chwała miasta” tego typu alternatywnej listy architektonicznych atrakcji oczekiwałem. Tymczasem kuratorzy (Małgorzata Kuciewicz, Jakub Szczęsny, Bogna Świątkowska) poszli jeszcze krok dalej. Powyciągali z zakamarków archiwów przeróżne pomysły na stolicę, jakie postały w minionych dziesięcioleciach. W większości niezrealizowane, niekiedy wręcz fantastyczne. Przypomnieli szereg przedsięwzięć efemerycznych, które choć na chwilę zmieniały nasze miasto. Pokazali jakieś szczegóły, na które normalnie nie zwracamy uwagi, a które można uznać za charakterystyczne dla architektury stolicy. Niewiele tu gotowych podpowiedzi: obejrzyjcie to czy owo. Wiele natomiast z poszukiwań „genius loci” współczesnej Warszawy, wygrzebywania urbanistyczno-architektonicznych ciekawostek, zastanawiania się na ile oddolna aktywność mieszkańców (ruchy miejskie, fundacje) jest w stanie wpłynąć na wizerunek miasta i jego atrakcyjność w oczach turystów z Polski i świata. nie będę przywoływał i omawiał konkretnych eksponatów, by nie psuć zabawy i zaskoczenia tym, którzy zdecydują się ekspozycję obejrzeć.
Wystawa wciągająca, zmuszająca do myślenia i otwarta do końca roku, jest więc jeszcze czas, by na nią zajrzeć. Adres: Andersa 29. Co polecam z czystym sumieniem.
12 grudnia o godz. 10:54 5797
Tak. Ale…
Polska to teoretycznie idealne miejsce na zrobienie z naszych zapyziałych miast pereł europejskiej urbanizacji. Nie mówię,że architektury, bo ta jest węższym zjawiskiem i sama w sobie nie tworzy dobrego miasta.
Sa powody historyczne – jeszcze te sięgające czasów zaborów, wojen z II-gą na czele i przed-oraz-powojennej industrializacji, która już poważnie zmienila swój kształt, zasięg, potencjal, lokalizacje i wymogi technologiczno-logistyczne. W skrócie – przemysł znika z miast, zwłaszcza z centrów, w których się często niechcąco znalazł wskutek rozrostu miejskich organizmów.
Są fundusze unijne, są znakomite przykłady świetnie zmienianych miast, wiadomo co się nie sprawdza, co jest fałszywym kierunkiem, a co rodzi szansę powodzenia.
A jednak – Polska idzie tyłem do przodu. Można próbować, ale to niewygodne, nadmiernie kosztowne i co chwila się upada. Inni idąc przodem do przodu, poruszają się znacznie pewniej i szybciej.
Przykłady? Choćby budowa infrastruktury, zwłaszcza dróg. Wylano miliony kubików betonu i tysiące mb asfaltu. Sukces!
Niespecjalnie – mentalnie asfalt rządzi głowami nie tylko tych co go leją, ale i planują gdzie lać.
Dalej: deweloperka. Wyciskanie z każdego metra kw. tzw. „pumu” – czyli powierzchni mieszkalnej. Skutek? Brzydnąca przestrzeń miejska, zdegradowana nie przez rozpadającą się dawną zabudowę, ale poutykane gdzie się da osiedla i tzw. „plomby”. O funkcjach towarzyszących, uzupełniających niemal się nie myśli. Niby samorząd powinien, ale nie bardzo robi co należy. Stara się przerzucać na dewelopera co się da, a ten – na samorząd.
Ulice nie są alejami (szkoda miejsca), place nie są zieleńcami, osie, promenady, tkanka przestrzeni publicznych, gospodarz…, pojęcia niemal nie znane i nieobecne w miastach.
Kolejny przykład – stadiony i cała zabawa w E2012. Robiono to w jednym celu – upchać mistrzostwa i odtrąbić sukces, a nie skorzystać z dobrego powodu, by poprawić jakość całych miast. Tzw. „specustawa” drogowa i inne „spec.” wybitnie pomagają – ślepnąć, idąc na skróty.
Potencjały, jakie dają stadiony nie są dobrze wykorzystane, jeśli stoją one w nieodpowiednich miejscach miast. Przyczyniają się też do tworzenia czynników kryzysogennych w funkcjonowaniu obiektów, np. z powodu kosztów alternatywnych, czy niespójności z tkanką miasta.
Inni to od dawna wiedzą. Przekształcają swoje miasta dużo taniej, sprawniej, mądrzej, z lepszym skutkiem.
Na miasto należy patrzeć w każdej sytuacji jak na cały organizm. Nie jak na zbiorowisko łat i plomb. Wtedy można dostrzec, że nie ma potrzeby budowania jakiejś ulicy, wystarczy zmienić organizację ruchu. A wiadukt – owszem postawić – ale 12 metrów na prawo. Rozwiąże się więcej problemów, będzie taniej a miasto będzie od tego nieco urodziwsze, bo wiadukt lepiej będzie się komponował i integrował z jego tkanką, zamiast obrzydliwie wystawać i dusić sąsiedztwo. Ale cóż – „asfalt” rządzi.
Warto sobie zadać proste pytanie – dlaczego wszyscy ludzie na planecie chcą odwiedzić niektóre miasta, a większości innych – nie ?
13 grudnia o godz. 0:43 5804
o wystawie „Chwała miasta”, ale i o dziesiątkach innych aspektów szeroko rozumianej „promocji miast przez architekturę” można przeczytać na stronie internetowej, która jest częścią projektu Synchronicity (tak jak i wystawa „Chwała miasta”):
http://architekturaxxi.pl
13 grudnia o godz. 19:46 5818
http://architekturaxxi.info/ – to adres strony internetowej, towarzyszącej projektowi Synchronicity, którego ukoronowaniem jest opisana przez Autora bloga wystawa „Chwała miasta”. Na tejże stronie można poczytać o wielu innych aspektach bardzo szeroko rozumianej promocji miast przez architekturę.
29 grudnia o godz. 11:54 5935
Przypomniała mi się w trakcie lektury powyższego komentarza rozmowa z pewnym Rodakiem, wiele lat pracującym w pólnocnych Niemczech. Ponieważ świeżo wróciłam byłam z Hamburga spytałam o wrażenia z tego miasta. Oczekiwałam pochwał infrastruktury – równych chodników, szerokich jezdni, sprawnej komunikacji miejskiej,jednolitości stylistycznej osiedli, czystości wreszcie. W zamian usłyszałam, że jest tam- nudno! Spojrzenie Polaka zza kutego, metalowego ogrodzenia własnej chałupy. Własnej chałupy, urzędu publicznego, kościoła( znikają stare, XIX wieczne ceglane ogrodzenia!) etc.
3 lutego o godz. 11:00 6297
W swoim czasie napisałem o utworzeniu w Łazienkach „Ogrodu Modernistycznego”, zamieniającego gęsto zaludniony w lecie zakątek w martwe pole.
Złośliwie skomentowałem to, że jedynym racjonalnym motywem może być oczyszczenie widoku z eleganckiej restauracji z wysiadujących na ławkach emerytów i „wózkowych”.
W uzyskanej przez Pana odpowiedzi, administracja Łazienek dość mętnie próbowała to uzasadnić.
W czasie niedawnej wizyty w Łazienkach odkryłem, że do południowej elewacji Palmiarni dobudowano połączony z restauracją pawilon, na który w poprzednim układzie parku nie byłoby miejsca.I co Pan na to?
PS. Na szczęście agresywna Aleja Chińska okazała się tymczasowa